W kancelarii Prezydenta…


Rozpoczynając pracę w Kancelarii Prezydenta RP, instytucji działającej w obrębie określonych ram, realizowałam powierzone mi zadania, pisałam ekspertyzy, organizowałam liczne spotkania. Czułam jednak,  że warto było by coś zmienić. Brakowało mi kontaktu z ludźmi, ich problemami, życiem. To, co robiłam było i ważne i potrzebne, czułam jednak, że mogę dać z siebie więcej.

Zaproponowałam Panu Prezydentowi, osobie ciepłej, otwartej na cierpienia innych zupełnie nową aktywność – zaangażowanie Kancelarii Prezydenta RP w działania humanitarne. Znalazłam zrozumienie i poparcie dla takich
działań.

Pierwszym zrealizowanym projektem było przywiezienie dzieci z Gruzji. Działanie trudne, wymagające olbrzymiej pracy i międzynarodowej współpracy.

Był to wielki sukces – 262 gruzińskich dzieci z piekła wojny przyjechało do Polski i to w 12 dni po rozpoczęciu wojny. Było to wydarzenie bez precedensu. O tym, jak ważne to było dla dzieci niech świadczy fakt, że większość z nich nadal jeździ w wolne soboty do polskiej szkoły w Tbilisi by uczyć się języka polskiego. Natomiast zaproszenie Prezydenta Gruzji skierowane w 2 lata później do polskich dzieci pokrzywdzonych w wyniku wiosenno-letnich powodzi pokazuje, jak ważne to było dla Gruzji.

Projekt ten sprawił też, że zdobyłam bardzo wielu przyjaciół tak po polskiej jak i gruzińskiej stronie. Pozwoliło to na realizację kolejnych projektów gruzińskich: m.in. wysłania dwóch konwojów z pomocą humanitarną do Gori, a następnie rozwiezienie pomocy po zniszczonych i ograbionych wioskach w tzw. strefie buforowej.

Zdobyte doświadczenia pozwoliły realizować następne projekty. W trakcie drugiego konwoju z pomocą  humanitarną wybuchła wojna w Strefie Gazy. Wielki dramat ludności cywilnej. Polska była jedynym krajem, któremu udało się otworzyć na chwilę granice Strefy Gazy, a dla większości spośród 73 małych Palestyńczyków, Polska stała się jedynym miejscem, w którym mogły spać spokojnie. Ich wdzięczność za uzyskaną pomoc najlepiej oddają rysunki: pełne słońca, czerwonych serc i polskich przyjaciół.

Projekt ten, podobnie jak poprzedni wymagał olbrzymiej pracy i zaangażowania ludzi o wielkich sercach. Najtrudniejszym wyzwaniem było jednak odwiezienie dzieci z powrotem do domu. W odróżnieniu od dzieci gruzińskich, które wracały do kraju wolnego, z nadzieją na normalne życie, dzieci palestyńskie musiały ponownie wrócić do getta. A ja musiałam je tam “dostarczyć”, czyli przemierzyć wraz z nimi kilkukilometrowy pas ziemi oddzielający wolny świat od więzienia. Te dzieciaki na zawsze pozostaną w moim sercu a ich los, problemy będą jednym z tematów moich rozmów i działań.  Odwożąc dzieci do ich “domów” myślałam, że nic gorszego już nie przeżyję. Myliłam się.

12 styczeń 2010 i 7 w skali Richtera na Haiti. I 230 000 ofiar śmiertelnych, około 3 milionów rannych i pozbawionych dachu nad głową. Zniszczony szpital św. Franciszka, setki oczekujących na pomoc, operacje bez narkozy, ropiejące rany i wszędzie unoszący się zapach śmierci. I niemowlę które przy nas przyszło na świat by po kilku godzinach odejść. Zdjęcie, które zrobiłam jest jedynym świadectwem jego obecności na tym świecie.

W swojej pracy nie zapominałam o polskich dzieciach. Działając w imieniu Kancelarii Prezydenta udało mi się zorganizować wypoczynek dla dzieci ze spalonego budynku socjalnego w Kamieniu Pomorskim oraz dzieci powodzian z małopolski (2009 r.). Dla większości z nich były to pierwsze prawdziwe wakacje.

Wszystko, co udało mi się zrobić możliwe było dzięki prezydenturze śp. prof. Lecha Kaczyńskiego. Konsekwentnie bowiem powtarzał, że skrzywdzonym przez los trzeba pomagać, że wszystkim dzieciom należy się szczęśliwe dzieciństwo. I że aktywność Polski w międzynarodowych akcjach humanitarnych stanowić powinna element polskiej polityki zagranicznej. Bo przecież każde z tych dzieci staje się niejako ambasadorem polskości w swoim kraju. A dla ich rodzin, przyjaciół Polska już zawsze kojarzyć się będzie z czymś dobrym i przyjaznym, dającym poczucie bezpieczeństwa.

Po tragicznej śmierci Prezydenta przygotowywałam kolejny projekt. Dzieci z Afganistanu, z prowincji Gazni. Miał on poparcie Szefa MON, Dowództwa Operacyjnego oraz Szefa Polskiego Kontyngentu Wojskowego. Planowaliśmy zabrać do Polski dzieci z sąsiadującej z naszym kontyngentem szkoły oraz pobliskiego domu dziecka. Myśleliśmy o stałej opiece nad szkołą, nad doposażeniem jej w sprzęt, pomoce naukowe, zrobieniem placu zabaw.